Moje doświadczenia – jak przeżyłam jesień i zimę?

Moje doświadczenia – jak przeżyłam jesień i zimę?

Nie wiem jak to możliwe, ale jest już luty, a podsumowania moich nowych doświadczeń, odkryć i ciekawych przeżyć nie było. Może dlatego, że zgodnie z sentencją „idzie luty, podkuj buty”, nie tak dawno śnieg wyrwał mi fleki z butów. Zauważyłam to dopiero na drugi dzień. Czas się jednak ogarnąć, nadrobić to i podsumować. W końcu zmierzamy w stronę światła. Zauważyliście, że dnia Wam przybywa, czy tego chcecie czy nie?

Koci wolontariat

Jesienią wróciłam na nieformalny, koci wolontariat. Niestety również bardzo nieregularny. Kiedyś przez ponad rok, tydzień w tydzień usługiwałam moim małym podopiecznym, zabawiając ich przy tym. Obecnie wszystkie koty, które znajdywały się w jednym miejscu, mają swój dom tymczasowy i nie ma kogo karmić. To oczywiście dla nich dobrze. Choć szczerze nie wiem, jaki faktycznie jest obecnie i będzie problem z bezdomnością wśród zwierząt domowych.

Babie lato w Gdyni

Lato zaskoczyło nas jesienią, trzeba było nadrobić zaległości, skoro wszyscy podobno byli nad morzem. To właśnie tutaj mogliśmy przetestować wyjazd w stylu workation w nowej rzeczywistości. W moim rozumieniu nie tylko polegający na zabraniu ze sobą laptopa, ale też podróżowaniu bez spiny, wielkich planów i oczekiwań.

https://www.instagram.com/p/CFXI_VAlaTr/

Co oprócz Bałtyku, plaży, słońca i gdyńskiego klimatu mogło mnie jeszcze cieszyć? Oczywiście wyszło, że pizza. Niektórzy uważają, że w Gdyni na pewno jest ta najlepsza. Postanowiłam to zresztą sprawdzić:

Najlepsza pizza w Gdyni – Czerwony Piec czy Francesco

Wielkie greckie rozczarowanie

Również jesienią miałam cieszyć się greckim słońcem. Miało być Korfu, może dlatego, że naoglądałam się „Durellów”.  Mniej podróżniczo, bardziej na zasadzie workation, gdzie złapiemy dawkę witaminy Sea+D, popracujemy, poszwendamy się, a wieczorem grecką fetę popijemy greckim winem. Brzmiało zbyt dobrze, dlatego pandemiczne obostrzenia postanowiły nam to uniemożliwić z dnia na dzień. Trochę to niestety przechorowałam, ale przełknęłam i wybrałam… wielki powrót do Apulii.

Apulia, czyli powrót na włoski obcas

Konkretnie był to powrót w tym samym roku. Teraz jednak w pandemii i z maseczką na twarzy. Opcja wówczas jak najbardziej bezpieczna z perspektywy coraz to nowszych obostrzeń na świecie. Nie wiem czy nie za bezpieczna, patrząc na to z perspektywy czasu. Wtedy był to racjonalny wybór. Jednak głód nowego dawał o sobie znać i to, mimo że w październiku odwiedziliśmy w Apulii zupełnie inne miejsca.

W kość dała mi też pogoda, kilka niespodzianek w podróży, przeprowadzki i chłodne mieszkania, trochę braku luzu, a pewnie też te kilkadziesiąt tysięcy kroków nie wiadomo skąd i wieczorem zbyt gruba ilość warstw ubrań na sobie. Co prawda spodziewałam się, że wielkich upałów nie będzie, ale żeby tak często padało, zwłaszcza gdy akurat wychodzę? Nie zwlekajcie z łapaniem słońca na ostatnią chwilę, tak jak ja!

https://www.instagram.com/p/CHc2s_-FF_2/

Żeby jednak nie było. Ja niczego zupełnie nie żałuję. A Apulia jest cudna, o czym przekonacie się, przeglądając te dwa wpisy o perełkach z Apulii:

Trani we Włoszech – perła Apulii i miasto prawie idealne, w którym się zakochasz!

Bisceglie we Włoszech – tu Włosi spędzają wakacje w Apulii. 4 powody, by je zobaczyć!

Jak przeżyłam jesień i zimę?

Reszta to już mieszanka małych i większych kryzysów na różnych płaszczyznach, przetrwania zimy dzięki kilku umilaczom, chwilom spędzonym przy mniej lub bardziej udanych filmach i serialach, dziwnie przypadkowo ciężkich lekturach, podróżach kulinarnych w domu i zajeżdżaniu rowerka treningowego.

O tym, jak sobie radzę z zimą, przeczytacie we wpisie: Jak przetrwać tę zimę? 9 rzeczy, które dają kojące doświadczenia.

Większość jest wciąż aktualna. Niestety zima jeszcze trwa.

https://www.instagram.com/p/CJJcIflMIIF/

O podróżach kulinarnych, tych wprost z warszawskich restauracji, możliwe, że jeszcze wspomnę. Żeby jednak nie było, że tylko jedzenie mnie tak zajmuje, na razie muszą wystarczyć moje relacje na Instagramie.

Utopijne myśli o Sopocie

„Wynajmę mieszkanie do czerwca” – tak brzmią mniej więcej ogłoszenia mieszkaniowe w Trójmieście. Czy to nie kusząca wizja spędzić najbliższe miesiące nad naszym polskim morzem? Przez jakiś czas tym żyłam. Szczególnie gdy nie było to zbytnio możliwe z dnia na dzień. Wizja ta im bardziej teraz staje się namacalna i możliwa do zrealizowania, tym bardziej wydaje mi się utopijna. Przede wszystkim ze względu na klimat. Bo cóż, może przeżyć tam zimę w zimnie to żadna różnica. Ale zamarzać i zmagać się z wiatrem wiosną lub wczesnym latem? Nikt nie wie, jak będzie. Mówię to ja, ktoś, kto nad Bałtykiem spał w przemoczonym namiocie w Sopocie, zwiedzał Gdańskie Westerplatte w śnieżycy i mrozie, a ostatnio opalał się jesienią w Gdyni.

Czy dawka Vitamin Sea + D byłaby na tyle wystarczająca, by nie zwracać uwagi na tego typu niedogodności? Przede mną przeprowadzka. Jeszcze nie wiem gdzie.

https://www.instagram.com/p/CKJ5SRIMYp0/

Co dalej? Po lutym wszystko wydaje się możliwe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Do góry